sobota, 22 grudnia 2012

(Przed)Świątecznie z kubkiem kawy, korzennym ciastem i życzeniami

W tym roku całe Święta spędzamy poza domem. Nie mamy gości. Nieprzyzwoicie za to się gościmy ;-) Na życzenie całej rodziny.
Wigilia tu, pierwsze święto tam, drugie święto jeszcze gdzie indziej. Kolejne dni, kolejne domy. Milion słów, kilkanaście osób, setki kilometrów, tysiące obrazów, dźwięków i zapachów do zapamiętania. 
Dlatego też mogę sobie pozwolić na przedświąteczny spokój, bycie z mężem i dzieckiem, spotkania znajomych i przyjaciół, rozmowy przy kuchennym stole. Stawiając na niego korzenne ciasto i kubki z kawą czy herbatą rozmawiamy do późna i czas nie ucieka. Płynie powoli. I tak jest też dobrze. Bieganinę w tym roku zostawiamy innym. Upiekę tylko dwa ciasta i jadę się gościć. 

Wam życzę 
MAGII - aby trwała...
MOCY - aby nie słabła...
CUDU - by się stał...

Pięknych, smacznych i pachnących Świąt!

I zostawiam Was z bardzo prostym i szybkim korzennym ciastem, które umili oczekiwanie na te trzy najpiękniejsze (przynajmniej dla mnie) dni w roku :-)

Ciasto korzenne z żurawiną
Składniki:
- 2 szklanki mąki
- 3/4 szklanki cukru
- czubata łyżka proszku do pieczenia
- 2 łyżki kakao
- 1 łyżka przyprawy korzennej
- szczypta soli
- pół kostki masła lub margaryny
- 2 jajka
- szklanka mleka
- kilka łyżek konfitury żurawinowej (ilość wedle uznania, można też pominąć lub zastąpić zupełnie innym smakiem)
- opcjonalnie: polewa czekoladowa

W rondelku roztapiamy masło/margarynę i zostawiamy chwilę, żeby przestygło. Rozgrzewamy piekarnik do 180-190 stopni. W misce mieszamy mąkę, cukier, kakao, przyprawę, sól i proszek do pieczenia. 
Do roztopionego, przestudzonego masła dodajemy szklankę mleka i jajka. Mieszamy dokładnie. Łączymy mokre i suche składniki. Przelewamy ciasto do formy i pieczemy ok.30 minut (do suchego patyczka).
Po wystudzeniu ciasta kroimy je wzdłuż na pół i smarujemy konfiturą. Można polać roztopioną w kąpieli wodnej czekoladą i zostawić do zastygnięcia. 

Najlepiej smakuje z kubkiem kawy pośród przedświątecznej krzątaniny.

Smacznego :-)

czwartek, 13 grudnia 2012

Bo czekolada jest dobra na wszystko!

Kiedy o 15:30 zachodzi słońce, a w domu trzeba zasłonić rolety, mam ochotę wyrwać z dnia jeszcze trochę, jeszcze kawałek. Może kawa? Moje odwieczne uzależnienie. W ciąży trochę przystopowałam, teraz pomału wracam do parujących filiżanek i grzejących dłonie kubków. Pachną ostatnio cynamonem, imbirem, kardamonem... Mój grudzień zawsze taki jest. Do tych grudniowych godzin, przedświątecznych przygotowań i planów pasuje kawałek domowego ciasta. Jeśli jeszcze jest czekoladowe - pełnia szczęścia! I wtedy chwila jest tylko moja...

Jak zobaczyłam przepis na to ciasto, od razu wiedziałam, że muszę je zrobić. Po pierwsze uwielbiam twaróg. Po drugie najbardziej lubimy te nieoczywiste wypieki, te które wcale nie są tak słodkie jak sugerowałaby ich nazwa. Znalazłam je u Kaś z Bake&Taste . Szczerze polecam. 

Ciasto czekoladowe
- 150 g tłustego twarogu
- 2 jajka
- 1/3 szklanki mleka
- 1/3 szklanki oleju rzepakowego
- 1 i 1/2 szklanki mąki pszennej
- 3 czubate łyżki kakao
- 1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/2 szklanki cukru (wskazany brązowy, ale z białym również się uda bez zarzutu)
- 1/2 szklanki kropelek czekoladowych lub pokrojonej czekolady + kropelki/kawałki do posypania wierzchu ciasta (ja użyłam kawałków czekolady do środka, a kropelek do posypania)

Piekarnik rozgrzać do 180 stopni. Twaróg, jajka, mleko i olej zmiksować na gładką masę. Polecam wcześniej pokruszyć(chociaż trochę) twaróg widelcem. Do tego dodać mąkę wymieszaną z cukrem, kakao i proszkiem do pieczenia. Wymieszać łyżką lub mikserem (wolne obroty bo ciasto jest bardzo gęste). Na końcu dodać czekoladę/kropelki. Keksówkę wyłożoną papierem do pieczenia (koniecznie! chyba że posiadacie silikonową) wypełnić dokładnie ciastem. Posypać wierzch kropelkami/czekoladą. Piec ok.45-50 minut (do suchego patyczka). U mnie 45 minut wystarczyło. 

Najlepiej smakuje zaraz po przestudzeniu i na następny dzień. Chociaż wątpię, żeby stało u Was dłużej... ;-) 
Jest mało słodkie, dość ciężkie i przepyszne. 

Smacznego :-)


piątek, 7 grudnia 2012

Uzależniająca szarlotka

Jesień i zima od lat mają u mnie smak cynamonu, imbiru, goździków, grzanego wina etc. Niestety w tym roku grzańca jestem zmuszona sobie odpuścić, ale całą resztą rozpieszczam się jak zawsze. Rozgrzewam się cynamonową kawą (szczypta cynamonu dodana do kawy zmienia lekko jej smak i obłędnie pachnie!), wyrywam z dnia chwile na czytanie (na stoliku nocnym dwie książki, dwa numery Wysokich Obcasów, Kukbuk, Food & Friends i Zwierciadło) i czekam na rodzinne spotkania w Święta. 
Jeśli cynamon to też szarlotka. Lub jabłecznik. Jak kto woli.
Sezon jabłkowy w pełni, więc trwa u nas szarlotkowo - jabłecznikowy wyścig. Póki co zwyciężczyni jest jedna. Za to wyścig przepyszny ;-) 
Na zachętę powiem tylko, że po upieczeniu szarlotki w sobotę, kolejną (na prośbę męża) robiłam w poniedziałek, zniknęła równie szybko i już została zamówiona na święta. Także moi drodzy, bez zbędnego gadania - oto szarlotka od której można (i trzeba!) się uzależnić ;-)

Przepis znalazłam w Kuchni Agaty (tutaj).
Zwiększyłam ilość cynamonu (posypałam nim też wierzch) oraz zmniejszyłam ilość cukru w nadzieniu.

Składniki:
Ciasto
- 3 szklanki mąki
- pół szklanki cukru
- 2 żółtka
- kostka masła (200g)
- 4 łyżki wody (za drugim razem musiałam dodać ciut więcej, bo mąka była dość kapryśna)
- szczypta soli (ok.1/4 łyżeczki)

Nadzienie
- 4 - 5 jabłek
- łyżeczka cynamonu
- łyżka cukru
- łyżeczka skrobi ziemniaczanej
- 4 łyżki wody

Zimne masło kroimy w małe kawałki, dodajemy je do pozostałych składników i szybko zagniatamy ciasto. Formujemy je w kulę, zawijamy folią spożywczą i chowamy na 30 minut do lodówki. 
Jabłka obieramy i kroimy w różnej wielkości kawałki, wrzucamy do rondelka (lub np. na patelnię - ja tak zrobiłam), dodajemy wodę, cukier i cynamon i gotujemy na małym ogniu ok. 6-8 minut (do momentu aż jabłka zaczną się rozpadać). Łyżeczkę skrobi rozpuszczamy w odrobinie zimnej wody i dolewamy do jabłek. Mieszamy i czekamy aż się zagotuje. Odstawiamy nadzienie do przestudzenia. 
Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni. Przygotowujemy formę/blachę i wykładamy ją papierem do pieczenia.
Wyjmujemy ciasto z lodówki i 2/3 rozwałkowujemy i wykładamy formę, w której będziemy piekli. Resztę ciasta rozwałkowujemy i tniemy na paski, którymi przykryjemy nadzienie (zobaczcie na zdjęciu). Na przygotowany spód wykładamy ostudzone nadzienie i układamy kratkę (lub inny wzór) z pozostałego ciasta. Smarujemy mlekiem lub wodą, posypujemy cynamonem (i ewentualnie łyżką brązowego cukru). Wstawiamy do piekarnika i pieczemy ok.30-40 minut aż do zrumienienia ciasta. 

Możecie podawać na ciepło z lodami waniliowymi i/lub bitą śmietaną, samodzielnie lub na zimno (jeśli wytrzymacie ;-) ). Smakuje bardzo dobrze również kolejnego dnia. 

Pieczcie, smakujcie i uzależniajcie się podając przepis dalej - bo warto! :-)

Pozdrawiam i smacznego!

wtorek, 4 grudnia 2012

Może świąteczny obiad?

Weekendy dzielą się u nas na te spędzone leniwie w domu w naszym własnym towarzystwie i na te spędzone w gronie rodziców, dziadków, przyjaciół, znajomych... Łączy je jednak kulinarne szaleństwo :-)
Tym razem przyjechali moi rodzice. Mały był zachwycony wygłupami z dziadkiem i prezentami od babci. Pośród tego niemowlęcego śmiechu pachniało już trochę świętami. A to wszystko przez śliwki, żurawinę i czerwone wino. Bohaterowie drugiego planu. Bo na pierwszym był schab.

Schab ze śliwką

Składniki na 6-8 porcji:
- 1kg schabu bez kości
- 200g suszonych śliwek
- 2 - 3 łyżki oliwy z oliwek
- kieliszek czerwonego wina (100ml)
- sól, pieprz, chilli
- dowolne zioła (u mnie bazylia i majeranek)

Wieczorem (dzień wcześniej) umyć i oczyścić dokładnie schab. Długim nożem zrobić otwór w mięsie i powciskać do niego śliwki. Można sobie pomóc np.trzonkiem drewnianej łyżki. Natrzeć tak przygotowany schab mieszanką oliwy i przypraw. Zawinąć folią spożywczą i zostawić w lodówce na całą noc (kilkanaście godzin). 
Rozgrzać piekarnik do 170 stopni. Na dobrze rozgrzanej patelni obsmażyć mięso z każdej strony po 2-3 minuty. Tak żeby się zrumienił (w środku zostanie surowy) i mięso zatrzymało wszystkie soki. 
Mięso umieścić w naczyniu żaroodpornym, dolać kilka łyżek wody i wino, wstawić do nagrzanego piekarnika. Piec ok. 1,5 godziny zaglądając co jakiś czas i polewając mięso powstałym płynem. Po wyjęciu z piekarnika zostawcie mięso na kilka minut, żeby odpoczęło. Później można pokroić w ładne plastry i polać sosem. 

Sos śliwkowo - żurawinowy
Inspirację znalazłam u Asi z Kwestii Smaku ale trochę pozmieniałam oryginalny przepis. Sos jest genialnie prosty, szybki i przepyszny. Na stałe wejdzie do naszego menu.

- 4 łyżki powideł śliwkowych
- szklanka wina
- pół szklanki wody
- łyżeczka brązowego cukru (opcjonalnie)
- łyżeczka octu balsamicznego
- garść suszony żurawin

Powidła umieścić w rondelku na małym ogniu (płyta ceramiczna na 3) i rozpuścić w wodzie, następnie dolać wino, poczekać aż zacznie lekko bulgotać, dodać żurawiny, cukier, zamieszać. Posmakować. Można ewentualnie dodać ocet balsamiczny. Podgrzewać jeszcze ok.3-5 minut aż do połączenia smaków. 

Schab podawać z ziemniakami lub kaszą. 

Obiad wyszedł przepyszny. Kupicie nim każdego ;-) 

Smacznego :-)





środa, 21 listopada 2012

Ciastka, ciasteczka...na niedzielę i dzień powszedni ;-)

Wersję podstawową tych ciasteczek znalazłam jakiś czas temu tu.
Zrobiłam je raz. Wyszły bardzo dobre, ale kusiły mnie eksperymenty. I tak powstała jeszcze inna wersja i kolejna...
Dziś przypomniała mi o nich Karolina, która prosiła o ciasteczka na Święta. One mogą być jednak na Święta, soboty, leniwe poniedziałki i fajne piątki. Słowo się rzekło - więc pierwszy świąteczny przepis w tym roku. Nie potrzeba do nich miksera, robota kuchennego i innych tego typu wynalazków. Łyżka i dłonie poradzą sobie bez problemu ;-) Dlatego do dzieła, nie będziecie żałować! 

Ciasteczka cytrynowe (ok.20 sztuk)
z dedykacją dla Karoliny :-)

Składniki: 
- 50 g masła
- 170 g mąki
- 2 łyżki soku z cytryny
- 1 jajko
- 60 g cukru
- 1 łyżeczka skórki otartej z cytryny (cytrynę trzeba wcześniej sparzyć)
- szczypta proszku do pieczenia
- szczypta cukru wanilinowego

Masło ucieramy z cukrem na gładką masę. Dodajemy do niej jajko i sok z cytryny. Mieszamy. Następnie dodajemy mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia. Łączymy wszystko, zagniatamy ciasto. Powinno być bardzo plastyczne i lśniące. 
Rozgrzewamy piekarnik do 160 stopni. Z ciasta formujemy wałek i kroimy na 20 (lub więcej) plasterków. Każdy z nich układamy na blasze (wyłożonej papierem do pieczenia) i lekko rozgniatamy. Pieczemy 15-20 min. Posypujemy cukrem pudrem. 
Można oczywiście ciasto rozwałkować i wycinać z niego dowolne kształty. 

Dwie kolejne wersje to:
1) ciasteczka pomarańczowe - przepis identyczny jak wyżej, z tym że dodajemy skórkę otartą z pomarańczy i sok pomarańczowy
2) ciasteczka kakaowo - imbirowe (i te są moim nr 1!) - do ciasta dodajemy czubatą łyżkę kakao i pół łyżeczki sproszkowanego imbiru (dobry będzie też cynamon lub przyprawa do piernika), a zamiast soku z cytryny dajemy aromat waniliowy lub migdałowy

Wszystkie trzy wersje bardzo polecam, wybierzcie własną i komponujcie kolejne. 

Smacznego!

poniedziałek, 19 listopada 2012

Zupa czosnkowa

Na dni takie jak te - listopadowe. Na jesienne szarugi, ale i jesienne promienie słońca. Na rozgrzanie - siebie i kubków smakowych. Na start i początek dobrego posiłku lub spotkania. 

Przepis na tą zupę znalazłam już jakiś czas temu w "Wysokich Obcasach Extra". I cały czas obiecałam sobie, że muszę ją zrobić. Banalnie prosta. I już teraz mogę powiedzieć, że genialnie smakuje w tej swojej prostocie. Ilość składników modyfikujemy w zależności od ilości głodnych osób :-)

Składniki (porcja na 2-3 osoby):
- 4-5 ząbków czosnku
- kilka kromek czerstwego chleba (u mnie 7 kawałków)
- 3/4 litra bulionu
- 1/4 szklanki oliwy z oliwek
- natka pietruszki
- sól, pieprz, chilli

Chleb kroimy w kostkę, czosnek w duże kawałki. W rondlu rozgrzewamy oliwę i wrzucamy wcześniej przygotowane chleb i czosnek. Smażymy do momentu zrumienienia chleba i zeszklenia czosnku. Dolewamy bulion i gotujemy ok.15 minut. Miksujemy, doprawiamy do smaku. Jeśli jest za gęsta można rozrzedzić wodą. Posypujemy natką pietruszki.

Smacznego :-)

środa, 7 listopada 2012

Słodka rolada w 15 minut (naprawdę!)

Zawsze doceniałam szybkie i proste przepisy. Jak jeszcze danie było pyszne - pełnia szczęścia. Z czasem (a raczej zaciągniętym kredytem) zaczęłam też doceniać te tanie...ale to już inna historia. 
Jestem mamą 2 - miesięcznego smyka i naprawdę upieczenie czegoś słodkiego (mimo chęci) nie zawsze jest możliwe. Tą roladę jednak robię bez problemu. W biegu. Pomiędzy obiadem a spacerem. W tzw.międzyczasie. 
Przepis pochodzi z książki, o której już wspominałam tu .
Kolejna FIKA :-)

 Szwajcarska rolada

Składniki:
- 3 jajka
- 200 g cukru pudru
- 200 g mąki pszennej
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 50 ml mleka

Nadzienie: 
- 150 ml dżemu lub musu owocowego (sprawdzi się z każdym smakiem)

1. Nagrzewamy piekarnik do 250 stopni (tak, to nie pomyłka - ma być 250!) i wykładamy blachę (z doświadczenia wiem już że najlepiej sprawdzi się ta z wyposażenia piekarnika) papierem do pieczenia.
2. Ubijamy jajka z cukrem, do uzyskania lekkiej i puszystej masy. 
3. Mieszamy mąkę z proszkiem do pieczenia, ostrożnie dodajemy ją do jajek, mieszamy i dolewamy mleko. Mieszamy do uzyskania równomiernej masy. 
4. Przelewamy masę na blachę. Natychmiast wkładamy do piekarnika i pieczemy na dolnej półce przez ok.5-7 minut. 
5. Posypujemy ciasto odrobiną cukru i natychmiast wyjmujemy z blachy. Usuwamy papier do pieczenia. Jeśli przykleił się do ciasta, skropcie go odrobiną zimnej wody. 
6. Rozprowadzamy nadzienie na ciepłym cieście, rolujemy i układamy łączeniem na dół.

Smacznego :-)!

środa, 31 października 2012

Zupa idealna na rodzinny obiad w biegu czyli ciąg dalszy dyni

Pracy było mnóstwo. W końcu impreza rodzinna na 16 osób nie zdarza się często. Mieliśmy jednak nieocenioną pomoc w postaci mojego brata i S. Przyjechali, pomogli we wszystkim i... jedli moje eksperymenty :-) Mało tego - nawet chwalili. Także, gdyby komuś nie smakowało, to znaczy że przez grzeczność mnie okłamali mówiąc że pyszne ;-)! 
Zupę przygotowałam dzień wcześniej. Nie wiem czy to wpłynęło na smak, ale całe mieszkanie pachniało tą zupą dobre kilkanaście godzin. 
Zupa dyniowo - paprykowa
porcja dla 4 - 6 osób
- 2 udka z kurczaka
- kilka liści laurowych
- kilka sztuk ziela angielskiego
- pieprz czarny
- 1 czerwona i 1 żółta papryka
- pół dyni (ok.0,7 kg przed obraniem)
- 2 marchewki
- 4 ziemniaki
- pół słoiczka przecieru pomidorowego
- sól, świeżo mielony pieprz, chilli (jeśli ktoś lubi na pikantnie)*
- do podania: prażone pestki dyni (jak je zrobić samodzielnie piszę w poprzednim poście)

Udka zalać ok.2 litrami wody, dodać liście laurowe, ziele angielskie i pieprz, zagotować i zszumować wywar. Zmniejszyć ogień czy też moc płyty. W międzyczasie umyć i obrać warzywa, marchew pokroić w plasterki, ziemniaki i dynię w małą kostkę. Wrzucić do wywaru. Papryki umyć i pokroić w paseczki usuwając wcześniej gniazda nasienne. Kiedy ziemniaki, dynia i marchew będą już prawie miękkie dodajemy do zupy papryki. Wyjmujemy z zupy udka i pozwalamy jej dalej gotować się na małym ogniu do miękkości wszystkich warzyw. Pod koniec dodajemy przecier pomidorowy i dajemy zupie jeszcze ok.3-5 minut. 

Zupę oczywiście można zmiksować na dyniowo - paprykowy krem, ale mi chodziło o całe kawałki warzyw i treściwą potrawę. 
Podałam ją z kawałkami mięsa obranego z ugotowanych udek i pestkami dyni. 
Proste, smaczne, sycące i bardzo jesienne. My byliśmy usatysfakcjonowani.  

Smacznego :-)!

*użyłam dwóch suszonych papryczek chilli (piekielnie ostrych) i już nic więcej nie było trzeba

poniedziałek, 29 października 2012

Jak październik to dynia! :)

W zeszłym roku na pierwszy ogień poszła zupa. Nieskromnie przyznam, że wszyscy konsumujący byli zachwyceni. Pikantna, aromatyczna, w towarzystwie chilli i imbiru smakowała super. Swoją drogą ten przepis pewnie też się tu znajdzie. Dziś po raz pierwszy biorę udział w Festiwalu Dyni, który od kilku lat organizuje Bea.

W tym roku dyniowe przepisy rozpoczęły u nas KOPYTKA DYNIOWE Z IMBIREM* :) (przepis znalazłam tutaj i lekko zmodyfikowałam) 




Składniki na 4 solidne porcje:
- 5 średnich ziemniaków (ok.0,75 kg) 
- duża szklanka pure z dyni (dynię kroimy w kostkę i dusimy z łyżką wody w rondelku ok.20 minut aż zacznie tworzyć się pure)
- 1 jajko
- ok.szklanki mąki (ale wiem z doświadczenia, że bywa różnie, zależy od ziemniaków - ja musiałam jej dodać chyba nawet trochę więcej)
- pół łyżeczki soli
- solidna porcja świeżo mielonego pieprzu
- szczypta chilli w proszku
- kawałek świeżego imbiru

1. Ziemniaki obieramy, kroimy w małą kostkę i gotujemy**. Rozgniatamy lub przeciskamy przez praskę (jeśli ktoś posiada takie sprzęty ;) ) i zostawiamy do wystudzenia. 
2. Przygotowujemy pure z dyni i również zostawiamy, żeby ostygła. 
3. Łączymy przestudzone ziemniaki i dynię, dodajemy starty imbir, jajko i przyprawy. 
4. Dosypujemy 3/4 porcji mąki i wyrabiamy ciasto. Nie może się kleić do rąk. W razie potrzeby dosypujemy pozostałą część mąki. 
5. Ciasto dzielimy sobie na kilka (wygodnych dla nas) części i z każdej z nich formujemy wałek. Tniemy go na kawałki szerokości mniej więcej 3-4 cm (lub tak jak nam wygodnie ;) ) i wrzucamy do gotującej się osolonej wody.
6. Gotujemy do momentu wypłynięcia na powierzchnię. 

Podałam je polane masłem, posypane świeżo zmielonym pieprzem i pieczonymi pestkami dyni (pestki wyjęte z dyni dokładnie opłukałam, oprószyłam solą, pieprzem i curry, polałam oliwą i wstawiłam na 20-25 minut do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni). 


*A drugą połowę dyni wykorzystałam do zupy, o której w następnym wpisie. 
** Idealne są wczorajsze ziemniaki, które zostały z obiadu - tak jak u nas po wczorajszych chrzcinach Małego :) 

Smacznego życzę :) 

poniedziałek, 22 października 2012

Dorsz (nie)koniecznie na piątek

Chciało mi się ryby! Ewidentnie. I mógłby ktoś powiedzieć: 'no i?! idź i kup - proste!'. Otóż proszę Państwa wcale nie. Nie jest to takie proste. Nie w moim przypadku. Po pierwsze podróżowanie w poszukiwaniu dobrej świeżej ryby po całym mieście (nadmorskim - sic!)  z małym dzieckiem nie jest wcale najlepszą z możliwych opcji. Niech mi nikt nie wmawia, że nie. Zapraszam wtedy do atrakcji typu: znoszenie wózka, brak podjazdów itp. Po drugie - osiedlowe sklepy/markety/budki etc. (niepotrzebne skreślić) zazwyczaj nie są wyposażone w ryby - o ich wyborze nie wspominając. Po trzecie mój mąż, w przeciwieństwie do mnie (od surowych do wędzonych-uwielbiam wszystkie opcje), nie lubi ryb. I masz babo placek! Gotowanie czegoś, co jedzącym nie sprawi żadnej frajdy, dla mnie też przyjemnością nie jest. Tak już mam - trudno. 
Ale... się uparłam! Traf chciał, że w sklepie przydomowym (nazwa nieistotna) nagle obrodziło. Małże, krewetki, przegrzebki (!), ostrygi, łosoś, pstrąg, makrela, dorsz. Czekałam na ukryte kamery, bo wydawało mi się to aż niemożliwe. Po krótkiej analizie wybrałam filety z dorsza...i się zaczęła burza mózgu. 
Oto co powstało*: 


Dorsz marynowany w czerwonym pesto upieczony pod warzywami (przepis autorski)
(porcja dla 2 osób)
- 2 świeże filety z dorsza
- 4 łyżeczki czerwonego pesto
- 1 por
- 1 duży pomidor (lub dwa średnie)
- łyżka masła
- sól, pieprz 

Rybę myjemy dokładnie, następnie smarujemy z każdej strony pesto i odstawiamy na chwilę. W międzyczasie myjemy i kroimy por oraz pomidory (w kostkę) oraz rozgrzewamy piekarnik do 170 stopni. Następnie na bardzo rozgrzanej patelni obsmażamy dorsza (z każdej strony ok. pół minuty) - chodzi tylko o to, żeby mięso ryby się "zamknęło". Naczynie żaroodporne wykładamy folią aluminiową, na nią kładziemy filety i posypujemy je świeżo zmielonym pieprzem, a na patelnię por. Doprawiamy go solą i pieprzem (zdecydowanie więcej pieprzu niż soli polecam), a po chwili dodajemy łyżkę masła. Dusimy por do momentu, aż zmięknie. Wtedy dodajemy pomidora. Dusimy wszystko razem jeszcze ok.2-3 minut. Następnie przykrywamy warzywami filety i wstawiamy do nagrzanego wcześniej piekarnika na 10-15 minut. 
Podajemy z ryżem, ziemniakami lub świeżym pieczywem. 
Naprawdę polecam - wyszło pysznie! 

Smacznego!

* mąż zjadł i stwierdził, że można przecież rybę jeść co najmniej raz w tygodniu - ha! zwycięstwo ;-) 

czwartek, 11 października 2012

Jesiennie pomarańczowa zupa marchewkowa

Muszę od razu na wstępie zaznaczyć - banalnie prosta zupa!
Poprawiająca nastrój zarówno kolorem jak i smakiem. Dobra też na koniec miesiąca, kiedy konto świeci pustkami ;-) 
To do dzieła!

Kremowa zupa marchewkowa (2-3 porcje):
- 4-5 marchewek (raczej większych)
- 1 pietruszka
- mały kawałek selera (ok.3x3cm)
- szczypta soli
- świeżo mielony pieprz
- po 1/5 łyżeczki curry, imbiru i chilli
- łyżka oliwy z oliwek
- 1 litr bulionu warzywnego lub wody
- 1-2 łyżki śmietany

Na rozgrzaną w garnku oliwę wrzucamy curry, imbir i chilli. Po chwili dorzucamy warzywa. Przesmażamy przez 2-3 minuty pokrojoną w talarki marchew i pietruszkę. Wlewamy 0,5 l płynu, dorzucamy kawałek selera, przykrywamy pokrywką i dusimy ok.10-15 minut. Jeśli wcześniej byłaby taka potrzeba dolewamy kolejną porcję (ok.250ml) płynu. Jeśli nie dolewamy wszystko po upływie tych 10 minut. Gotujemy dalej. Warzywa muszą być miękkie. Wtedy miksujemy zupę i dodajemy śmietanę. Podajemy gorącą! Idealnie smakuje przegryzana świeżą bagietką albo drożdżowymi plackami a'la pizza (o których innym razem...;-) )

Smacznego :-)

p.s.to baza na której możecie próbować własnych smaków np.zamiast śmietany dodać mleko kokosowe lub zamiast 1 litra bulionu/wody dodać go trochę mniej a uzupełnić sokiem z pomarańczy (taki przepis znalazłam u Marty Gessler w Wysokich Obcasach) itp. itd.

czwartek, 4 października 2012

Fika...czyli coś dla mnie :-)

Fika, przerwa na kawę i drobny posiłek, jest istotnym elementem kultury jedzenia w Szwecji. To chwila wytchnienia wśród przyjaciół, rodziny i znajomych*. 


Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą że to coś dla mnie, że to moja filozofia. Rozmowy przy stole zdają się nie mieć końca. Od zawsze staram się, żeby bycie u mnie kojarzyło się z dobrym jedzeniem i dobrą atmosferą. Kiedy po raz pierwszy przeczytałam o fika, śmiałam się że porzucę chyba moje odwieczne uwielbienie dla południa Europy i wybiorę się wreszcie na północ - do Szwecji, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście Szwedzi są takimi wielbicielami kawowych przerw. Mój mąż, którego nazywam absolutnym maniakiem Szwecji i wszystkiego, co się z nią wiąże, na pewno byłby zachwycony taką wyprawą. 

Póki co jednak zostajemy, a mąż... kupił mi książkę :-) A ja od razu przystąpiłam do testowania, jak głosi okładka, 30 przepisów na klasyczne wypieki. 


Zaczęłam od Bułeczek Cynamonowych

Składniki 
(proporcje wg autorów wystarczają na 40 sztuk, ja zrobiłam połowę porcji i wyszło 30 bułeczek, także jeżeli nie karmicie armii wojska, to polecam robić co najmniej z połowy składników):
- 75g świeżych drożdży
- 500ml mleka
- 1,8-2 kg mąki
- 200g masła
- 200g cukru pudru
- 2 jajka
- 1 łyżeczka soli
- 1 łyżka stołowa rozdrobnionego kardamonu

Cynamonowe nadzienie:
- 100g marcepanu
- 100g masła
- 125ml cukru pudru
- 2,5 łyżki stołowej bułki tartej
- 1 łyżka stołowa wody
- 1 łyżka stołowa cynamonu

Polewa i przybranie:
- 1 jajko
- szczypta soli
- 0,5 łyżeczki wody
- cukier kryształ

Wszystkie produkty warto przygotować przed zabraniem się do pracy, tak aby miały temperaturę pokojową. Rozpuszczamy drożdże w lekko ciepłym mleku i odstawiamy na chwilę, żeby zaczęły "pracować". Dodajemy do nich większość mąki, masło pokrojone na mniejsze kawałki, cukier, jajka, sól i kardamon. Wyrabiamy ręcznie lub mikserem do uzyskania gładkiej masy. W razie konieczności (ciasto zbyt rzadkie) dodajemy mąkę. Ciasto zostawiamy pod przykryciem na ok. 30 minut (ma podwoić objętość). 
W tym czasie przygotowujemy nadzienie: ubijamy lub ucieramy starty marcepan z masłem, cukrem, bułką tartą, wodą i cynamonem (nie mogłam dostać marcepanu więc użyłam batoników marcepanowych, które pokruszyłam i utarłam z resztą) oraz nagrzewamy piekarnik do 250 stopni
Ciasto przykładamy na blat/stolnicę, ugniatamy i rozdzielamy na dwie części. Każdą z nich rozwałkowujemy na spory prostokąt. Rozprowadzamy na nich cynamonowe nadzienie. 
Rolujemy ciasto wzdłuż dłuższej krawędzi i kroimy na 2-3 cm kawałki. Układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia (zostawiając miejsce do wyrośnięcia). Ponownie zostawiamy pod przykryciem na 20-30 minut, by ciasto znów podwoiło objętość. 
Ubijamy jajko z solą i wodą, smarujemy bułeczki i posypujemy je cukrem kryształem (jeśli go nie macie możecie, tak jak ja, posypać cukrem wymieszanym z cynamonem lub samym cynamonem).
Pieczemy na środkowej półce piekarnika przez 7 minut.

Oczywiście jak przy każdym drożdżowym cieście jest trochę pracy i czasu, ale uwierzcie - warto! Bułki są przepyszne i znikają w mgnieniu oka. Jeżeli zamrozicie je w dzień pieczenia, to odgrzane w piekarniku (150 stopni wystarczy) przez 5 minut będą jak znalazł w kryzysowy dzień :-)

Książka jest bardzo ładnie wydana, przepisy podane bardzo prosto i czytelnie. Zdjęcia składników robią wrażenie swoją prostotą. Typowo szwedzki design... ;-)

Zapraszam na kolejny przepis.

Smacznego!
Monika

*FIKA Przepis na 30 klasycznych wypieków. Od małych ciasteczek po świąteczne ciasta.
Wyprodukowane przez IKEA Food Services AB

środa, 19 września 2012

Zaskakujące curry

Powstało z chęci opróżnienia lodówki i wykorzystania kilku produktów. W polskiej rzeczywistości pasują do siebie od zawsze. Ja miałam ochotę podać je w inny sposób. 
I tak powstało curry z ziemniakami i kurczakiem. 
To, co wylądowało na naszych talerzach, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Rzuciłam się tylko szybko po aparat, pstryk (wybaczcie jakość zdjęcia-jedzenie stygło a my wykorzystaliśmy chwilę, kiedy dziecko spało), i jadłam... :-) 
Polecam Wam takie eksperymenty. W moim rodzinnym domu nazywało się takie potrawy "na winie", tzn. co się pod rękę nawinie...;-) 

Curry z ziemniakami
2-3 porcje

- 5 średnich ziemniaków
- 2 marchewki
- filet z piersi kurczaka (pojedynczy)
- pół żółtej papryki
- łyżeczka mieszanki curry lub łyżeczka pasty curry
- pół łyżeczki nasion kolendry
- świeża papryczka chilli (wystarczy połowa) lub sproszkowane chilli (ilość tradycyjnie wg uznania)
- ząbek czosnku
- łyżka śmietany (dobre będzie też oczywiście mleczko kokosowe - ale jak już mówiłam - to było opróżnianie lodówki)


Na suchej patelni prażymy nasiona kolendry - do momentu, aż zaczną pachnieć. Następnie rozcieramy je w moździerzu. Na rozgrzanym oleju smażymy pokrojoną w kostkę (i doprawioną szczyptą mieszanki curry oraz kolendrą) pierś kurczaka. Ma to trwać ok.3 minut - tak aby kurczak tylko lekko się zrumienił. Zdejmujemy mięso z patelni i odkładamy na talerzyk. Na pozostały tłuszcz wrzucamy pokrojone w kostkę ziemniaki i marchewkę pokrojoną w półplasterki oraz posiekany ząbek czosnku. Smażymy ok.5 minut. Mają przejść aromatem przypraw. Następnie podlewamy wszystko wodą (ok.2/3 szklanki), przykrywamy i dusimy jakieś 15 minut. Dorzucamy wtedy pokrojoną w paseczki żółtą paprykę (i świeże chilli jeśli go używamy). Dusimy dalej do miękkości wszystkich warzyw. 3-4 minuty przed końcem dorzucamy mięso. Smakujemy, ewentualnie doprawiamy wspomnianymi przyprawami. Nie podaję dokładnych proporcji, bo każdy ma inny smak. Musicie wyczuć własne proporcje. Po wyłączeniu palnika dodajemy łyżkę śmietany i lekko mieszamy. Dzięki ziemniakom sos idealnie sam się zagęszcza. Przepyszne!

Tanie, ekonomiczne, bardzo syte i pachnące. Idealne na jesień :-)

Smacznego!

środa, 12 września 2012

Po przerwie, na nowo i ... na słodko! Czyli drożdżówki ze śliwkami.

Kilkutygodniowa przerwa na blogu wynikła z życiowych (aczkolwiek spodziewanych) zmian :)
Mały człowiek jest już na świecie, codziennie uczymy się siebie bardziej i lepiej, a ja zaczynam pomału wracać do ogarniania kalendarza, zegarka i własnego czasu. Jest dobrze :) A mój syn jest absolutnie cudowny.
Już w ciąży moje smaki dość mocno poszły w słodką stronę i skierowały się na domowe jedzenie (leniwe, naleśniki, knedle i pierogi z owocami wróciły do łask ze zdwojoną siłą!), ale teraz przechodzi to moje pojęcie. Dzień bez deseru-najlepiej w postaci domowych wypieków-dniem straconym. Ostatnio uratowała mnie moja mama - jabłecznikiem! Boski - ale przepis na niego będzie za jakiś czas, jak się z nim zmierzę.
U mnie dziś drożdżówki ze śliwką. Przepis znalazłam u Liski tutaj. Poniżej z moimi małymi zmianami.
Zakochaliśmy się w nich od pierwszego wejrzenia - ugryzienia. Smakowały też teściowej ;) Moja wersja zawierała śliwki z domowej spiżarni (zasypane odrobioną cukru i pasteryzowane w zeszłym roku). Nie ma u mnie kandyzowanej skórki pomarańczowej (nie miałam w swoich zbiorach - może następnym razem). Dodałam też trochę więcej mąki niż podaje przepis, bo ciasto mocno lepiło się do rąk. Reszta bez zmian. Polecam :)

Składniki:
- 250 g mąki pszennej (u mnie ok.300g)
- 60ml wody
- 60ml mleka
- 30g miękkiego masła
- 1/4 łyżeczki soli
- 10g świeżych drożdży
- 30g cukru
- 1 jajko

Najpierw robimy zaczyn tzn.mieszamy drożdże z łyżką wody i łyżeczką cukru. Odstawiamy na 15 minut, żeby drożdże zaczęły pracować. Następnie łączymy mąkę z wszystkimi pozostałymi składnikami i dodajemy drożdżową miksturę. Mieszamy - polecam mikser - jest szybciej. Ciasto, jak podaje Liska, ma być "luźne i lśniące". Odstawiamy je na 30-45 minut do wyrośnięcia.

Następnie przygotowujemy glazurę - w tym wypadku to dwie solidne łyżki masła (roztapiamy je i studzimy) oraz cukier wymieszany z cynamonem (przygotujcie tyle mieszanki, ile chcecie mieć na bułkach-drożdżówkach - u mnie to ok.czubata łyżka cukru i płaska łyżka cynamonu).

Formujemy z ciasta zgrabne bułeczki, na każdej z nich umieszczamy połówkę śliwki (lub jakiekolwiek owoce), smarujemy roztopionym masłem i posypujemy mieszanką cukru i cynamonu. Odstawiamy do wyrośnięcia ponownie - tym razem na jakieś 20-30 minut. Pieczemy w 180 stopniach ok.20-25 minut.

Te drożdżówki mają jedną jedyną wadę - najlepsze są jeszcze ciepłe zaraz po upieczeniu. Dzień później to już zdecydowanie nie to samo ;)

Smacznego!


środa, 15 sierpnia 2012

Curry z kurczakiem i papryką

 Lato w tym roku jakoś specjalnie nas nie rozpieszcza. Generalnie to mam wrażenie, że (przynajmniej tu, na Pomorzu) jest bardzo kapryśne - kilka dni duchoty i upałów przeplatane 15 stopniowym chłodem i deszczem. 
W takie właśnie dni skupiamy się na intensywnych smakach, ulubionych przyprawach i aromatycznym jedzeniu. 
Zachciało nam się jedzenia w stylu tajskim. I tak powstało bardzo szybkie i smaczne curry z kurczakiem. 
Można podawać z ryżem, pieczywem lub jeść samodzielnie.

Potrzebne będzie tylko kilka składników, chociaż - jak każde curry - można dodać cokolwiek, na co ma się ochotę. 



Porcja na 2-3 osoby:
- 1 filet z kurczaka
- 1 mała czerwona papryka
- 1 mała zielona papryka
- 1 cebula
- 1 ząbek czosnku
- pół niewielkiej papryczki chilli
- 3 łyżeczki czerwonej pasty curry
- mała puszka mleka kokosowego



Na rozgrzanej patelni przesmażamy chwilę poszatkowaną cebulę, ząbek czosnku i papryczkę chilli. Następnie dodajemy dwie łyżeczki pasty curry. Smażymy razem 1 minutę. Dodajemy pokrojonego fileta i kiedy tylko mięso straci swój różowy kolor dodajemy pokrojoną w paski paprykę. Dobrze wymieszać, tak aby pasta curry pokryła wszystkie składniki. Przykryć, dolać 2-3 łyżki wody i dusić ok.3-5 minut na niewielkim ogniu. 
Teraz dolewamy mleczko kokosowe. Proponuję najpierw kilka łyżeczek dla złagodzenia smaku. Potem koniecznie posmakujcie. Jeśli za mało wyraziste dodajcie trzecią łyżeczkę pasty, jeśli zbyt pikantne modyfikujcie smak kolejnymi porcjami mleczka kokosowego. 

Szybkie, proste i (uwierzcie) przepyszne! :) 

A my odliczamy do godziny "0" i pojawienia się małego człowieka w naszym domu... :)

Pozdrawiam
Monika


czwartek, 9 sierpnia 2012

Do kawy na szybko!

Tak bardzo chciało mi się czegoś słodkiego do kawy, że musiało się skończyć na cieście francuskim. Bo najszybciej. 
A ponieważ do tego w kuchni masa owoców po wczorajszej wizycie na targu, to wybór był oczywisty. 

Ciasteczka francuskie z morelami :) 

Potrzebne będzie:
- gotowe ciasto francuskie
- dowolne owoce (u mnie morele)
- około łyżki cukru (dobrze pasuje też oczywiście brązowy)
- ew.jajko dla lepszego sklejenia ciasta





Nie podaję dokładnych proporcji, bo wszystko zależy od tego ile ciasteczek/rogalików/kieszonek/pierożków chcecie uzyskać - z połowy porcji lekko rozwałkowanego ciasta wyszło mi ok.12 sztuk. Zużyłam dosłownie 5 moreli (pokrojonych w kosteczkę).
Rozgrzewam piekarnik do ok.200 stopni. Francuskie ciasto kroję na kwadraty (lub trójkąty jeśli chcę uzyskać rogaliki), na środku kładę owoce, lekko posypuję szczyptą cukru i zalepiam. Lepiej skleją się jeśli brzegi wcześniej posmarujecie jajkiem. Nacinam lekko z wierzchu. Gotowe układam na blasze i piekę ok.15-20 min (tak długo dopóki ciasto nie będzie rumiane). W międzyczasie zaparzam pyszną kawę... :)

Idealne drugie śniadanie :) 
Smacznego!

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Pełnia lata, czyli pieczone warzywa i ciasto z borówkami na deser


Po raz pierwszy w życiu walczę z upałami ;-) Nigdy mi nie przeszkadzały, ba, nawet je bardzo lubiłam. Jednak ciąża – stan wyjątkowy. Upał i duchota (dobrze, że dopiero w 9-tym miesiącu ;-) ) sprawiają, że najchętniej to jadłabym chyba tylko chłodniki albo piła wodę z lodem. Ale… Po pierwsze ja po prostu lubię gotować, na targu warzywnym wiosną/latem czuję się jak dziecko w sklepie z cukierkami, a po drugie mój mąż i chłodniki? Nieeee ;-)
Dlatego przerabiamy różności w kuchni, często wspominając wakacje w Grecji i smaki stamtąd.
Polecam pieczone warzywa. 

Te ze zdjęcia to:
- pomidory
- papryka (żółta i czerwona)
- bakłażan
- bób
- czosnek
Do tego świeża bazylia (albo inne ulubione zioła), duży chlust oliwy, sól i pieprz.
Wszystko pokrojone i w proporcjach dowolnych – jak kto lubi. Każde warzywo możecie zastąpić czym innym. Dobrze sprawdzają się też: cukinia, cebula, ziemniaki. W 180 stopniach piec wszystko ok.45-50 minut.
Pod koniec pieczenia można posypać tartym serem.

A na deser przepyszne ciasto z borówkami. Przepis znalazłam u Agaty (kuchniaagaty.pl) i zastąpiłam czereśnie borówkami. Przepis podaję za autorką:
- 150g mąki
- 120g cukru
- 100g masła
- 2 jajka
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- szczypta soli

Masło ucieramy z cukrem i szczyptą soli na puszystą masę. Następnie dodajemy jajka i mąkę z proszkiem do pieczenia. Dorzuciłam garść borówek i wymieszałam. Masę wykładamy do blachy/tortownicy/formy do tarty i układamy na nim jeszcze trochę owoców.
Ekstrakt waniliowy, którego nie mam, zastąpiłam olejkiem migdałowym do ciast. Piekłam w 170 stopniach 35 minut. Po ostudzeniu posypałam cukrem pudrem.
Ciasto znika w mgnieniu oka J

Smacznego!

wtorek, 19 czerwca 2012

Kotlety z soczewicy, czyli tanio, szybko i do syta ;)

Czerwcowa pogoda i sporo wolnego czasu wzmaga chęć do eksperymentowania w kuchni. Kiedy z szafki wypadła na mnie paczka czerwonej soczewicy, wiedziałam że przyszedł na nią czas ;-) Zrobiłam pierwsze w swoim życiu kotlety z soczewicy i muszę przyznać, że jestem zachwycona! Następne spróbuję z grochu lub fasoli. Szybkie, tanie i pyszne. Nawet mój mąż, który jest zdecydowanie mięsożerny, zjadł je ze smakiem. Przepis jest mój, ale inspirowany jednak przepisem na pasztet z soczewicy Agnieszki Kręglickiej.




Z podanej liczby składników wyszło mi ok.10 kotlecików - to porcja na 2-3 osoby. Smakują świetnie polane jogurtowym sosem czosnkowym.


Kotlety z soczewicy
- 2/3 szklanki czerwonej soczewicy
- 1 średniej wielkości cebula
- 1 jajko
- 3 łyżki bułki tartej
- 0,5 łyżeczki ziaren kolendry
- 0,5 łyżeczki curry
- 0,5 łyżeczki chilli
- sól i pieprz (do smaku)


Soczewicę płuczemy na sicie, a następnie gotujemy w osolonej wodzie do miękkości (mieszając od czasu do czasu, żeby uniknąć przywarcia do garnka). Trwa to ok.15-20 minut. W międzyczasie w moździerzu ucieramy i mieszamy przyprawy. Następnie kroimy cebulę w drobną kostkę i przesmażamy ją (do lekkiego przyrumienienia) z mieszanką przypraw. Ugotowaną i lekko przestudzoną soczewicę mieszamy z cebulą z przyprawami. Smakujemy masę - ma być dość intensywna w smaku. Możemy ją teraz jeszcze doprawić. Dodajemy jajko i bułkę tartą. Mieszamy całą masę i formujemy kotleciki. Smażymy na niewielkiej ilości oleju do zrumienienia z każdej strony.


Smacznego :-)

wtorek, 12 czerwca 2012

Ufff...po przeprowadzce, czyli tarta botwinkowa!

Po całym remontowo-przeprowadzkowym zamieszaniu wreszcie u siebie! I wreszcie ponownie on-line. Brakowało mi blogosfery i czytania moich ulubionych stron. Przez to pół dnia dziś wertowałam wirtualnie Wysokie Obcasy ;-)
Jedną z pierwszych autorskich potraw w nowej kuchni (i co najważniejsze - w nowym piekarniku!) była tarta z liśćmi botwinki. Kiedy zorientowałam się, że nie mam jej zdjęcia została już zjedzona przez gości! Chwalili i stwierdzili, że botwinka w tej wersji bardzo pozytywnie zaskakuje.


Tarta z liśćmi botwinki


Farsz:
- 1/2 papryki żółtej
- 1/2 papryki czerwonej
- ser feta (w dowolnej ilości, wg smaku, ja zużyłam ok.pół kostki)
- spora garść poszatkowanych liści botwinki
- śmietana
- 1 jajko
- zioła prowansalskie, pieprz


Ciasto:
- 1 szklanka mąki (ok.200g)
- 0,5 kostki masła (ok.100g)
- 1 jajko
- pół łyżeczki soli





Masło kroimy w kostkę, siekamy z mąką, solą i jajkiem. Następnie szybko zagniatamy ciasto, tworzymy kulę i wkładamy na pół godziny do lodówki. 
W międzyczasie wszystkie składniki farszu kroimy w drobną kostkę, mieszamy z botwinką, doprawiamy ziołami i pieprzem. 
Wyjmujemy ciasto z lodówki, wyklejamy nim naczynie do tarty (polecam silikonowe). Nakłuwamy je widelcem i podpiekamy w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni ok.15 minut. 
Wyjmujemy, przekładamy farsz na ciasto, zalewamy śmietaną wymieszaną z jajkiem i wstawiamy do piekarnika na kolejne 20 minut. Dobra i na ciepło i na zimno :-) Na zdjęciach tarta jest jeszcze pod pierzynką stopionego żółtego sera - ulepszacz z kolejnego dnia. 


Smacznego! 


P.S. to nie jest blog renomowanej fotografki, więc z góry przepraszam za marnej jakości zdjęcia.

niedziela, 20 maja 2012

Botwinka czyli tęsknota za domowymi smakami :)

Jak wiosna, to wiadomo - świeże warzywa. Jeśli maj to u mnie tęsknota za drożdżówką z rabarbarem (i tak najlepszą robi moja babcia), botwinką mojej mamy i szparagami.
Po rozmowie z mamą bez trudu odtworzyłam domowe danie. Wam też polecam :) Idealne na zabiegany majowy środek tygodnia. 


Botwinka (porcja na dwie osoby):
- 1 pęczek botwinki
- włoszczyzna
- 1 litr bulionu warzywnego lub drobiowo-warzywnego
- śmietana


Do podania:
- ziemniaki (młode z koperkiem - mniam!)
- ugotowane jajka


Do gorącego bulionu z ugotowanymi warzywami dodajemy pokrojoną botwinkę (najpierw buraczki i łodygi). Gotujemy ok.10 min do miękkości. Następnie dodajemy liście botwinki, podgotowujemy jeszcze dosłownie chwilę (ok.2 min). Najlepiej byłoby zostawić zupę na kilka godzin (lub ew. noc) do przestygnięcia oraz żeby botwinka puściła wszystkie swoje soki i zupa nabrała odpowiedniego smaku. Uwierzcie - jest wtedy smaczniejsza.
Przed podaniem zabielamy zupę śmietaną i posypujemy koperkiem (świeżym! suszony w tej zupie nie ma najmniejszego sensu, zepsuje smak). Podajemy z ugotowanymi ziemniakami i jajkiem (ilości wg uznania i poziomu głodu ;) )
Smacznej wiosny! :)

poniedziałek, 14 maja 2012

Weekendowo, remontowo, śniadaniowo

Nowe, własne M4 niesie ze sobą, oprócz niesamowitej radości (że to już, że wreszcie, że na swoim i że razem), mnóstwo pracy, zakupów, pyłu, kurzu itp. Kto przeżył - ten wie. I chociaż mamy najlepszą ekipę pod słońcem, którą staram się solidnie dokarmiać, to i tak, jak tylko przyszedł weekend zamarzyłam o leniwym śniadaniu, łóżku i odpoczynku :)
Tym samym dzisiaj przedstawiam mini menu śniadaniowe, które mi się z tym wszystkim skojarzyło. 


Owsianka z mandarynkami i cynamonem (1 porcja)
- mleko
- płatki owsiane 
- szczypta soli
- pół łyżeczki cukru (może być też brązowy - bardzo tu pasuje, ja miałam tylko biały)
- szczypta cynamonu do smaku
- dwie mandarynki


Płatki gotujemy w mleku doprawiając je solą i cukrem (trwa to ok.7-10 minut). Nie podałam proporcji, bo każdy ma swoją ulubioną konsystencję owsianki i trzeba proporcje dopasować do siebie. Ważne: często mieszamy, żeby się nie przypaliła. Pod koniec gotowania dodajemy cynamonu. Kiedy owsianka osiągnie pożądany przez nas smak i konsystencję zdejmujemy rondelek z palnika, zostawiamy na minutę, przekładamy do miseczki i dekorujemy owocami i cynamonem. Zamiast mandarynek mogą być winogrona, truskawki, maliny, suszone owoce. Właściwie każde - to Wam ma smakować :) Ja sama bardzo późno przekonałam się do owsianki. 
Może to kwestia małego człowieka, który we mnie rośnie :) 


Bułeczki maślane - śniadaniowe
Przepis na bułki znalazłam na jednym z moich ulubionych kulinarnych blogów tj. tu, u Truskawkowej Ani . Tak nam zasmakowały, że robię je od tej pory bardzo często. Z makiem, z sezamem, jednym i drugim, bez dodatków. 
Ostatnio zasmakowały nam bardzo te z dodatkiem chilli i ziół prowansalskich. 


Porcja na dwie osoby (6 większych bułek lub 8-10 mniejszych):
- 300g mąki
- 1,5 łyżeczki drożdży instant
- 0,5 łyżeczki soli
- 0,5 płaskiej łyżki cukru
- 185 ml mleka
- 0,5 łyżki masła
Podgrzewamy w rondelku mleko z masłem. Nie może być gorące, ma być ciepłe z rozpuszczonym masłem. W międzyczasie mieszamy mąkę, drożdże, sól i cukier (a także dla chętnych: pół łyżeczki chilli i pół łyżeczki ziół prowansalskich). Ciepłe mleko wlewamy do suchych składników i wyrabiamy ciasto. Musi być gładkie i elastyczne. Jeśli za bardzo się klei, musimy dodać trochę mąki. Tak wyrobione ciasto odstawiamy do wyrośnięcia (przykryte czystą ściereczką) na godzinę. Powinno mniej więcej podwoić swoją objętość. 
Następnie formujemy bułki i układamy na blasze (na papierze do pieczenia). Odstawiamy na kolejne 30 minut. Po upływie tego czasu przygotowujemy glazurę mieszając łyżkę mleka, szczyptę soli i jedno małe jajko. Przygotowanym płynem smarujemy bułeczki i posypujemy je wybranymi dodatkami np.makiem i/lub sezamem. 
Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 220 stopni na 15 minut. Czas podaję taki jak proponuje Ania. Ja póki co dysponuję tylko piekarnikiem gazowym i on rządzi się swoimi prawami oraz wymaga ciągłej uwagi, więc czasami jest to 15 minut a czasami i 23 :)


Pozdrawiam i ostrzegam - te bułeczki uzależniają! :)