środa, 31 października 2012

Zupa idealna na rodzinny obiad w biegu czyli ciąg dalszy dyni

Pracy było mnóstwo. W końcu impreza rodzinna na 16 osób nie zdarza się często. Mieliśmy jednak nieocenioną pomoc w postaci mojego brata i S. Przyjechali, pomogli we wszystkim i... jedli moje eksperymenty :-) Mało tego - nawet chwalili. Także, gdyby komuś nie smakowało, to znaczy że przez grzeczność mnie okłamali mówiąc że pyszne ;-)! 
Zupę przygotowałam dzień wcześniej. Nie wiem czy to wpłynęło na smak, ale całe mieszkanie pachniało tą zupą dobre kilkanaście godzin. 
Zupa dyniowo - paprykowa
porcja dla 4 - 6 osób
- 2 udka z kurczaka
- kilka liści laurowych
- kilka sztuk ziela angielskiego
- pieprz czarny
- 1 czerwona i 1 żółta papryka
- pół dyni (ok.0,7 kg przed obraniem)
- 2 marchewki
- 4 ziemniaki
- pół słoiczka przecieru pomidorowego
- sól, świeżo mielony pieprz, chilli (jeśli ktoś lubi na pikantnie)*
- do podania: prażone pestki dyni (jak je zrobić samodzielnie piszę w poprzednim poście)

Udka zalać ok.2 litrami wody, dodać liście laurowe, ziele angielskie i pieprz, zagotować i zszumować wywar. Zmniejszyć ogień czy też moc płyty. W międzyczasie umyć i obrać warzywa, marchew pokroić w plasterki, ziemniaki i dynię w małą kostkę. Wrzucić do wywaru. Papryki umyć i pokroić w paseczki usuwając wcześniej gniazda nasienne. Kiedy ziemniaki, dynia i marchew będą już prawie miękkie dodajemy do zupy papryki. Wyjmujemy z zupy udka i pozwalamy jej dalej gotować się na małym ogniu do miękkości wszystkich warzyw. Pod koniec dodajemy przecier pomidorowy i dajemy zupie jeszcze ok.3-5 minut. 

Zupę oczywiście można zmiksować na dyniowo - paprykowy krem, ale mi chodziło o całe kawałki warzyw i treściwą potrawę. 
Podałam ją z kawałkami mięsa obranego z ugotowanych udek i pestkami dyni. 
Proste, smaczne, sycące i bardzo jesienne. My byliśmy usatysfakcjonowani.  

Smacznego :-)!

*użyłam dwóch suszonych papryczek chilli (piekielnie ostrych) i już nic więcej nie było trzeba

poniedziałek, 29 października 2012

Jak październik to dynia! :)

W zeszłym roku na pierwszy ogień poszła zupa. Nieskromnie przyznam, że wszyscy konsumujący byli zachwyceni. Pikantna, aromatyczna, w towarzystwie chilli i imbiru smakowała super. Swoją drogą ten przepis pewnie też się tu znajdzie. Dziś po raz pierwszy biorę udział w Festiwalu Dyni, który od kilku lat organizuje Bea.

W tym roku dyniowe przepisy rozpoczęły u nas KOPYTKA DYNIOWE Z IMBIREM* :) (przepis znalazłam tutaj i lekko zmodyfikowałam) 




Składniki na 4 solidne porcje:
- 5 średnich ziemniaków (ok.0,75 kg) 
- duża szklanka pure z dyni (dynię kroimy w kostkę i dusimy z łyżką wody w rondelku ok.20 minut aż zacznie tworzyć się pure)
- 1 jajko
- ok.szklanki mąki (ale wiem z doświadczenia, że bywa różnie, zależy od ziemniaków - ja musiałam jej dodać chyba nawet trochę więcej)
- pół łyżeczki soli
- solidna porcja świeżo mielonego pieprzu
- szczypta chilli w proszku
- kawałek świeżego imbiru

1. Ziemniaki obieramy, kroimy w małą kostkę i gotujemy**. Rozgniatamy lub przeciskamy przez praskę (jeśli ktoś posiada takie sprzęty ;) ) i zostawiamy do wystudzenia. 
2. Przygotowujemy pure z dyni i również zostawiamy, żeby ostygła. 
3. Łączymy przestudzone ziemniaki i dynię, dodajemy starty imbir, jajko i przyprawy. 
4. Dosypujemy 3/4 porcji mąki i wyrabiamy ciasto. Nie może się kleić do rąk. W razie potrzeby dosypujemy pozostałą część mąki. 
5. Ciasto dzielimy sobie na kilka (wygodnych dla nas) części i z każdej z nich formujemy wałek. Tniemy go na kawałki szerokości mniej więcej 3-4 cm (lub tak jak nam wygodnie ;) ) i wrzucamy do gotującej się osolonej wody.
6. Gotujemy do momentu wypłynięcia na powierzchnię. 

Podałam je polane masłem, posypane świeżo zmielonym pieprzem i pieczonymi pestkami dyni (pestki wyjęte z dyni dokładnie opłukałam, oprószyłam solą, pieprzem i curry, polałam oliwą i wstawiłam na 20-25 minut do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni). 


*A drugą połowę dyni wykorzystałam do zupy, o której w następnym wpisie. 
** Idealne są wczorajsze ziemniaki, które zostały z obiadu - tak jak u nas po wczorajszych chrzcinach Małego :) 

Smacznego życzę :) 

poniedziałek, 22 października 2012

Dorsz (nie)koniecznie na piątek

Chciało mi się ryby! Ewidentnie. I mógłby ktoś powiedzieć: 'no i?! idź i kup - proste!'. Otóż proszę Państwa wcale nie. Nie jest to takie proste. Nie w moim przypadku. Po pierwsze podróżowanie w poszukiwaniu dobrej świeżej ryby po całym mieście (nadmorskim - sic!)  z małym dzieckiem nie jest wcale najlepszą z możliwych opcji. Niech mi nikt nie wmawia, że nie. Zapraszam wtedy do atrakcji typu: znoszenie wózka, brak podjazdów itp. Po drugie - osiedlowe sklepy/markety/budki etc. (niepotrzebne skreślić) zazwyczaj nie są wyposażone w ryby - o ich wyborze nie wspominając. Po trzecie mój mąż, w przeciwieństwie do mnie (od surowych do wędzonych-uwielbiam wszystkie opcje), nie lubi ryb. I masz babo placek! Gotowanie czegoś, co jedzącym nie sprawi żadnej frajdy, dla mnie też przyjemnością nie jest. Tak już mam - trudno. 
Ale... się uparłam! Traf chciał, że w sklepie przydomowym (nazwa nieistotna) nagle obrodziło. Małże, krewetki, przegrzebki (!), ostrygi, łosoś, pstrąg, makrela, dorsz. Czekałam na ukryte kamery, bo wydawało mi się to aż niemożliwe. Po krótkiej analizie wybrałam filety z dorsza...i się zaczęła burza mózgu. 
Oto co powstało*: 


Dorsz marynowany w czerwonym pesto upieczony pod warzywami (przepis autorski)
(porcja dla 2 osób)
- 2 świeże filety z dorsza
- 4 łyżeczki czerwonego pesto
- 1 por
- 1 duży pomidor (lub dwa średnie)
- łyżka masła
- sól, pieprz 

Rybę myjemy dokładnie, następnie smarujemy z każdej strony pesto i odstawiamy na chwilę. W międzyczasie myjemy i kroimy por oraz pomidory (w kostkę) oraz rozgrzewamy piekarnik do 170 stopni. Następnie na bardzo rozgrzanej patelni obsmażamy dorsza (z każdej strony ok. pół minuty) - chodzi tylko o to, żeby mięso ryby się "zamknęło". Naczynie żaroodporne wykładamy folią aluminiową, na nią kładziemy filety i posypujemy je świeżo zmielonym pieprzem, a na patelnię por. Doprawiamy go solą i pieprzem (zdecydowanie więcej pieprzu niż soli polecam), a po chwili dodajemy łyżkę masła. Dusimy por do momentu, aż zmięknie. Wtedy dodajemy pomidora. Dusimy wszystko razem jeszcze ok.2-3 minut. Następnie przykrywamy warzywami filety i wstawiamy do nagrzanego wcześniej piekarnika na 10-15 minut. 
Podajemy z ryżem, ziemniakami lub świeżym pieczywem. 
Naprawdę polecam - wyszło pysznie! 

Smacznego!

* mąż zjadł i stwierdził, że można przecież rybę jeść co najmniej raz w tygodniu - ha! zwycięstwo ;-) 

czwartek, 11 października 2012

Jesiennie pomarańczowa zupa marchewkowa

Muszę od razu na wstępie zaznaczyć - banalnie prosta zupa!
Poprawiająca nastrój zarówno kolorem jak i smakiem. Dobra też na koniec miesiąca, kiedy konto świeci pustkami ;-) 
To do dzieła!

Kremowa zupa marchewkowa (2-3 porcje):
- 4-5 marchewek (raczej większych)
- 1 pietruszka
- mały kawałek selera (ok.3x3cm)
- szczypta soli
- świeżo mielony pieprz
- po 1/5 łyżeczki curry, imbiru i chilli
- łyżka oliwy z oliwek
- 1 litr bulionu warzywnego lub wody
- 1-2 łyżki śmietany

Na rozgrzaną w garnku oliwę wrzucamy curry, imbir i chilli. Po chwili dorzucamy warzywa. Przesmażamy przez 2-3 minuty pokrojoną w talarki marchew i pietruszkę. Wlewamy 0,5 l płynu, dorzucamy kawałek selera, przykrywamy pokrywką i dusimy ok.10-15 minut. Jeśli wcześniej byłaby taka potrzeba dolewamy kolejną porcję (ok.250ml) płynu. Jeśli nie dolewamy wszystko po upływie tych 10 minut. Gotujemy dalej. Warzywa muszą być miękkie. Wtedy miksujemy zupę i dodajemy śmietanę. Podajemy gorącą! Idealnie smakuje przegryzana świeżą bagietką albo drożdżowymi plackami a'la pizza (o których innym razem...;-) )

Smacznego :-)

p.s.to baza na której możecie próbować własnych smaków np.zamiast śmietany dodać mleko kokosowe lub zamiast 1 litra bulionu/wody dodać go trochę mniej a uzupełnić sokiem z pomarańczy (taki przepis znalazłam u Marty Gessler w Wysokich Obcasach) itp. itd.

czwartek, 4 października 2012

Fika...czyli coś dla mnie :-)

Fika, przerwa na kawę i drobny posiłek, jest istotnym elementem kultury jedzenia w Szwecji. To chwila wytchnienia wśród przyjaciół, rodziny i znajomych*. 


Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą że to coś dla mnie, że to moja filozofia. Rozmowy przy stole zdają się nie mieć końca. Od zawsze staram się, żeby bycie u mnie kojarzyło się z dobrym jedzeniem i dobrą atmosferą. Kiedy po raz pierwszy przeczytałam o fika, śmiałam się że porzucę chyba moje odwieczne uwielbienie dla południa Europy i wybiorę się wreszcie na północ - do Szwecji, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście Szwedzi są takimi wielbicielami kawowych przerw. Mój mąż, którego nazywam absolutnym maniakiem Szwecji i wszystkiego, co się z nią wiąże, na pewno byłby zachwycony taką wyprawą. 

Póki co jednak zostajemy, a mąż... kupił mi książkę :-) A ja od razu przystąpiłam do testowania, jak głosi okładka, 30 przepisów na klasyczne wypieki. 


Zaczęłam od Bułeczek Cynamonowych

Składniki 
(proporcje wg autorów wystarczają na 40 sztuk, ja zrobiłam połowę porcji i wyszło 30 bułeczek, także jeżeli nie karmicie armii wojska, to polecam robić co najmniej z połowy składników):
- 75g świeżych drożdży
- 500ml mleka
- 1,8-2 kg mąki
- 200g masła
- 200g cukru pudru
- 2 jajka
- 1 łyżeczka soli
- 1 łyżka stołowa rozdrobnionego kardamonu

Cynamonowe nadzienie:
- 100g marcepanu
- 100g masła
- 125ml cukru pudru
- 2,5 łyżki stołowej bułki tartej
- 1 łyżka stołowa wody
- 1 łyżka stołowa cynamonu

Polewa i przybranie:
- 1 jajko
- szczypta soli
- 0,5 łyżeczki wody
- cukier kryształ

Wszystkie produkty warto przygotować przed zabraniem się do pracy, tak aby miały temperaturę pokojową. Rozpuszczamy drożdże w lekko ciepłym mleku i odstawiamy na chwilę, żeby zaczęły "pracować". Dodajemy do nich większość mąki, masło pokrojone na mniejsze kawałki, cukier, jajka, sól i kardamon. Wyrabiamy ręcznie lub mikserem do uzyskania gładkiej masy. W razie konieczności (ciasto zbyt rzadkie) dodajemy mąkę. Ciasto zostawiamy pod przykryciem na ok. 30 minut (ma podwoić objętość). 
W tym czasie przygotowujemy nadzienie: ubijamy lub ucieramy starty marcepan z masłem, cukrem, bułką tartą, wodą i cynamonem (nie mogłam dostać marcepanu więc użyłam batoników marcepanowych, które pokruszyłam i utarłam z resztą) oraz nagrzewamy piekarnik do 250 stopni
Ciasto przykładamy na blat/stolnicę, ugniatamy i rozdzielamy na dwie części. Każdą z nich rozwałkowujemy na spory prostokąt. Rozprowadzamy na nich cynamonowe nadzienie. 
Rolujemy ciasto wzdłuż dłuższej krawędzi i kroimy na 2-3 cm kawałki. Układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia (zostawiając miejsce do wyrośnięcia). Ponownie zostawiamy pod przykryciem na 20-30 minut, by ciasto znów podwoiło objętość. 
Ubijamy jajko z solą i wodą, smarujemy bułeczki i posypujemy je cukrem kryształem (jeśli go nie macie możecie, tak jak ja, posypać cukrem wymieszanym z cynamonem lub samym cynamonem).
Pieczemy na środkowej półce piekarnika przez 7 minut.

Oczywiście jak przy każdym drożdżowym cieście jest trochę pracy i czasu, ale uwierzcie - warto! Bułki są przepyszne i znikają w mgnieniu oka. Jeżeli zamrozicie je w dzień pieczenia, to odgrzane w piekarniku (150 stopni wystarczy) przez 5 minut będą jak znalazł w kryzysowy dzień :-)

Książka jest bardzo ładnie wydana, przepisy podane bardzo prosto i czytelnie. Zdjęcia składników robią wrażenie swoją prostotą. Typowo szwedzki design... ;-)

Zapraszam na kolejny przepis.

Smacznego!
Monika

*FIKA Przepis na 30 klasycznych wypieków. Od małych ciasteczek po świąteczne ciasta.
Wyprodukowane przez IKEA Food Services AB